Pewnego ranka Kuba wybierał się na spacer. – Weźmiesz ze sobą kanapki? – spytała mama. – Nie – powiedział Kuba. – Są za ciężkie. – To weź kilka uśmiechów – powiedziała mama. – Zawinę ci je w papier. Są leciutkie. I mama włożyła Kubusiowi uśmiechy do kieszeni. – Dziękuję! – powiedział Kuba i pobiegł na podwórko. Przy piaskownicy siedział piesek Pucek i warczał jak traktor: – R-r-r-r… Dzieci bały się podejść do piasku – Masz, Pucku! – powiedział Kuba i dał pieskowi jeden z uśmiechów mamy. Pucek bardzo się ucieszył i więcej nie warczał. Kuba chciał pozjeżdżać, ale siedział tam właśnie duży chłopak. Bawił się w czołg i nikogo nie wpuszczał. – Masz! – powiedział Kuba i dał chłopakowi uśmiech. – Ho, ho! Dziękuję – powiedział chłopak. Zwolnił zjeżdżalnię i pobiegł się bawić z kolegami. Kuba zjechał kilka razy i nagle zobaczył małą dziewczynkę, która płakała na schodach. – Nie płacz! – powiedział Kuba. Wyjął z kieszeni ostatni uśmiech, który dostał od mamy, i dał dziewczynce. Mała od razu przestała płakać. – A dla mnie? A dla mnie? – zawołały dzieci ze wszystkich stron. Kuba sprawdził w kieszeniach, ale nie zostało w nich nic. Bardzo się zmartwił i pobiegł do domu. – Mamo! – zawołał. – oddałem wszystkie twoje uśmiechy! I co ja teraz zrobię? A mama przytuliła Kubę mocno i powiedziała: – Nie martw się. Mam dla ciebie tyle uśmiechów, że starczy na sto lat. A może i na sto pięćdziesiąt.
„Bajka o uśmiechach” A.Niedźwiedź, N. Usenko